Piątek, 19 kwietnia | Imieniny: Adolfa, Tymona, Pafnucego
21.10.2013 | Czytano: 58

Nowotarska debata na temat wspólnej waluty europejskiej (zdjęcia)

NOWY TARG. - Pytanie brzmi "czy wprowadzić euro i kiedy". Jest wiele obaw i oczekiwań. Chociaż w Nowym Targu, szczególnie w czwartki i soboty gdy odbywa się tradycyjny jarmark, euro funkcjonuje od lat. Nie ma problemów z przeliczaniem, a są nawet przeliczniki dnia! - mówił Marek Fryźlewicz rozpoczynając debatę zatytułowaną "Perspektywy waluty euro w Polsce. Czy warto pójść drogą Słowacji?"

Kto chce płacić w euro?

Jak pokazał szybki sondaż przeprowadzony przez moderatora dyskusji Macieja Zdziarskiego trudno dziś było o zwolenników wspólnej waluty.

Prezes Zarządu Fundacji Instytut Łukasiewicza zapytał zebranych na sali obrad - kto z państwa jest za tym, by euro wprowadzić u nas jak najszybciej? Nikt. W takim razie kto uważa, że wspólna waluta europejska powinna być wprowadzona w Polsce w ciągu 5 lat?" Rękę podniosła jedna osoba.

Uczniowie nowotarskich szkół ponadgimnazjalnych, ich nauczyciele, członkowie Uniwersytetu Trzeciego Wieku potwierdzili w ten sposób pogląd 2/3 Polaków pytanych o to samo. Entuzjastów euro zabrakło także wśród zaproszonych gości-dyskutantów.

Decyzja polityczna, nie ekonomiczna

Prowadzący zaprezentował opinie polityków z Brukseli (pozytywne) i krajowych ekspertów (ostrożne) co do wprowadzenia w Polsce wspólnej waluty.

Wśród uczestników nowotarskiej dyskusji byli posłowie, przedstawiciel MSZ, Transgranicznego Związku i Małopolskiej Organizacji Turystycznej. Ten ostatni skrytykował formułę zadanego pytania, czyli "kto z państwa jest za..."

- Nie można tak zadawać pytania. Może coś się wydarzy w UE takiego, nastąpi jakaś mobilizacja i wtedy można będzie się zastanowić nad wprowadzeniem euro - mówił Jan Wieczorkowski, wiceprezes MOT.

Wtórował mu Andrzej Gut-Mostowy: - Nie jesteśmy w stanie dyskutować o czasoprzestrzeni. Czy to będzie okres 3-, 5- czy 10-ciu lat - mówił poseł PO i nawiązując do wątku słowackiego dodał: - Euro doprowadziło w 2011 roku do upadku rządu Słowacji. Sprawa wprowadzenia waluty europejskiej u naszych południowych sąsiadów była podstawą umowy politycznej, nie ekonomicznej.

- Już w 2008 r. my, posłowie PiS mieliśmy podejście do euro zdroworozsądkowe, mówiąc że wspólną walutę można będzie wprowadzić gdy Polska będzie na to gotowa gospodarczo. Z satysfakcją słucham opinii kolegi z Platformy, bo to oznacza, że zrezygnował ze stanowiska "hurraoptymizmu" jakie towarzyszyło PO gdy we wrześniu 2008 r. premier Tusk nieodpowiedzialnie rzucił datę mówiąc, iż w 2011 roku w Polsce będzie euro - mówiła Anna Paluch.

Powtórzyła za posłem Mostowym, że euro to produkt polityczny, nie ekonomiczny. - Połowa pierwszych państw przystępujących do strefy nie spełniała warunków. Kraje południa Europy nie były zgodne. Potem przez lata dosypywano do ich budżetów po cichu środki. I te kraje przyzwyczaiły się, że nie trzeba się starać - mówiła posłanka.

"Strefa się sypie..."

- Nie spełniamy kryteriów i nie zanosi się na to, że to się zmieni. Własna waluta to ważny instrument w rękach odpowiedzialnego rządu w rozwoju gospodarczym kraju. Można za jego pomocą np. kreować eksport. Na razie nie ma powodu, by wchodzić do strefy euro. Nie jesteśmy gotowi - podsumowała posłanka.

- Nastawienie ludzi do euro jest pokazane na tej sali. Podobnie było podczas spotkania w Jabłonce, gdy na zadane pytanie o chęć wejścia do strefy euro, na 150 osób - jedna powiedziała "tak". Polska nie ma żadnych szans, by w ciągu 5 lat spełnić warunki z Maastricht (chodzi o spełnienie warunków koniecznych do przyjęcia euro - przyp. red.). Czas pokaże czy strefa euro w ogóle ma szanse przetrwać - skwitował poseł SP Edward Siarka. Pogląd, że "strefa się sypie" podtrzymano w krótkim wątku o Grecji i kłopotach tego kraju.

Nie ma daty?

Reprezentujący Ministerstwo Spraw Zagranicznych Paweł Grotowski powiedział: "Nie ma jasnego stanowiska rządu w tej sprawie. Nie ma daty przystąpienia do strefy euro. Padały różne propozycje, ale..." - tu rozłożył ręce i zaczął wątek o tym, iż "trzeba przygotować polską gospodarkę by spełniała warunki traktatu z Maastricht i być gotowym do wejścia do strefy euro".

Wypowiedź nieco zdumiewająca zważywszy, że podczas ostatniego krynickiego Forum Gospodarczego padały z ust szefa rządu zapowiedzi i daty kolejnego wejścia Polski do strefy.

- Rząd mówi, że na razie nie będziemy podejmować takich kroków, ale w UE jest ogromna determinacja, dąży się do Unii Bankowej, do zabezpieczenia przed kolejnym kryzysem. Jeśli Unia Europejska wyjdzie z kryzysu to będzie silniejsza. Strefa euro musi "wyzdrowieć" - tłumaczył radca z MSZ.

- Nie mam racjonalnego powodu by za miraż bycia w "ekskluzywnym klubie euro" ryzykować własnym systemem finansowym - zauważyła Anna Paluch. A poseł Siarka przypomniał, że Brytyjczycy są bardzo przywiązani do "swojego funta" i nie chcą z niego rezygnować.

Słowacja straciła na atrakcyjności

Padło pytanie, czy nasz kraj może bazować na przykładzie Słowacji, która przyjęła euro w 2009 r. Próba dostosowania doświadczeń słowackich do polskich warunków wypadła blado.

- Na Słowacji przygotowania do wejście do strefy trwały kilka lat. Zdecydowało lobby motoryzacyjne. Przemysł Słowacji party jest na branży samochodowej. Chodziło o to, by przy sprzedaży uniknąć przewalutowania, by waluta nie sprawiała kłopotów producentom. To było głównym motorem wprowadzenia euro na Słowacji - przypomniał Przewodniczący Rady Związku Euroregion "Tatry" Bogusław Waksmundzki.

Przy okazji wspomniano o tzw. efekcie cappuccino, czyli zawyżaniu cen po przeliczeniu waluty krajowej na europejską, o tym, że Słowacy szybko się przekonali, iż przyjęty przelicznik korony na euro był niekorzystny, że po wprowadzeniu euro na Słowacji - Polacy przestali masowo wyjeżdżać tam na wakacje czy na zakupy.

Poseł Siarka dotknął jeszcze jednego aspektu. Mówił - "nie jesteśmy w stanie zatrzymać młodych ludzi w kraju. Nie wiemy jak miałby wyglądać przelicznik - ile zarabiają i ile wydają na życie w Polsce, a jak to wygląda w krajach strefy euro". Jak dodał - euro opłaca się przedsiębiorcom.

Trzeba słuchać ludzi

- Handlowcy dobrze się w tych przeliczeniach czują - zauważył burmistrz Nowego Targu znów przywołując przykład jarmarków, po czym dodał, że on sam "nie ma wewnętrznego przekonania, iż trzeba wprowadzić euro w Polsce". - Potrzebny jest zdrowy rozsądek i spokój oraz analiza korzyści i strat. I trzeba słuchać ludzi - dodał Marek Fryźlewicz.

Do głosu dopuszczone zostały także osoby z sali. - Rząd powinien liczyć się z narodem. W ważnych sprawach potrzebne jest referendum. My powinniśmy decydować. Rząd nie jest nad narodem - powiedziała słuchaczka UTW Zofia Gawron. - Zgadzam się. Euro to zbyt ważna sprawa, by zostawiać ją w rękach polityków - dodała posłanka Paluch. Obie wypowiedzi spotkały się z oklaskami uczestników debaty.

Uczeń I LO Gabriel Jędrol drążył temat gospodarki. Na jego pytanie o powody obniżenia przez ministra Rostowskiego progu ostrożnościowego, poseł Gut - Mostowy odpowiedział, że "nasz deficyt budżetowy i w ogóle dług publiczny nie jest taki zły w porównaniu z innymi krajami".

Z kolei nauczycielka, mgr Wanda Domałacna-Teper pytała dlaczego wśród dyskutantów zabrakło przedsiębiorców. - Mówicie państwo, że to młodzi będą decydować w przyszłości o Unii. Ale dostajemy sprzeczne komunikaty. Krytykuje się, że Grecji się nie udało, że Słowacja "się wyłożyła". Co my z tego członkostwa mamy? Co mam powiedzieć tym młodym ludziom, którym miałabym przedstawić problem strefy euro? Upominam się o przedsiębiorców. Oni powinni tu być. To oni tworzą miejsca pracy - przypomniała.

Poseł Andrzej Gut-Mostowy jako przedsiębiorca odpowiedział krótko: wprowadzenie teraz euro byłoby niekorzystne dla naszej gospodarki. A Anna Paluch podsumowała - Wejście lub nie do strefy euro poprzedzone musi być rachunkiem korzyści i strat.

Spotkanie w Nowym Targu zorganizował Instytut Łukasiewicza, organizację działająca na rzecz zwiększania świadomości społecznej. Fundacja zajmuje się promowaniem aktywności społecznej osób starszych oraz solidarności międzypokoleniowej. Było to jedno z sześciu tego typu spotkań w Małopolsce. Debaty "Jaka Unia?" odbyły się już w Olkuszu, Tarnowie, Krakowie, Oświęcimiu a za kilka dni odbędzie się w Nowym Sączu.

Spotkania są częścią projektu „Jaka Unia” współfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Sabina Palka, zdj. Michał Adamowski

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Partnerzy malopolskaonline.pl